Teatr był jego wielką pasją

2023-06-19 11:52:34(ost. akt: 2023-12-20 11:00:31)

Autor zdjęcia: Bolesław Słomkowski

W środę 13 grudnia rodzina, przyjaciele i znajomi pożegnali Dariusza Kruchelskiego, który zmarł 8 grudnia w wieku 56 lat. Od wielu lat związany był z olecką kulturą i teatrem. Był członkiem Społecznej Rady Kultury, założycielem Stowarzyszenia Osób Myślących Olecko (SOMO) oraz popularyzatorem gry Rummikub. Przypominamy wywiad jakiego Dariusz Kruchelski udzielił nam w czerwcu tego roku.
— Podobno od małego dziecka lubił pan występować przed publicznością?
— Moja mama wcześnie mnie nauczyła czytać i w przedszkolu już czytałem dzieciom bajki, więc w pewnym sensie były to jakby moje pierwsze występy przed publicznością. Później najważniejsze było liceum, gdzie wspólnie z moim kolegą Wojtkiem Bojarem stworzyliśmy kabaret szkolny. Minęło już ponad 40 lat, ale to było piękne, bo wówczas nasi profesorowie i nasi koledzy mocno nas docenili. W tamtych latach trafiłem też do oleckiej Amatorskiej Grupy Teatralnej, do teatru AGT, pod skrzydła Marka Gałązki. Tam teatr zaczął się dla mnie na poważnie i pierwszy duży spektakl w sensie dużej widowni, chociaż w liceum była jeszcze większa.

— Długo związany był pan z Teatrem AGT w Olecku?
— Niestety nie, bo wyjechałem z Olecka i nie było mnie przez dłuższy czas, chociaż czasami przyjeżdżałam i pomagałam Wojtkowi Bojarowi, który wówczas prowadził teatr w mieście, ale nie grałem. Przed wyjazdem w zasadzie zagrałem tylko w jednym spektaklu, ale spotykaliśmy się na próbach, zaczynaliśmy od dyskusji w kłębach dymu papierosowego, bo wtedy można było palić w garderobie, potem na matach ćwiczyliśmy swoje ciało, były też ćwiczenia mentalne. To było bardzo inspirujące i dużo mi dało. Wtedy miałem około 17 lat i kontakt z aktorami, którzy przyjeżdżali do Olecka, był dla mnie bardzo ważny. Chłonąłem wszystko jak gąbka. Był też okres, gdy prowadziłem lokal „U Potęgowej”, który znajdował się na parterze budynku teatru. Poznawałem wówczas mnóstwo wspaniałych ludzi, m.in. Stasia Sojkę, z którym przyjaźń do dziś sobie bardzo cenię. Po powrocie do Olecka znowu wróciłem do teatru. Po prostu ciągnęło mnie. Zagrałam w kilku spektaklach u Agnieszki Lewandowskiej w Regionalnym Ośrodku Kultury, sam też wyreżyserowałem jedno przedstawienie.

— Od dłuższego czasu można pana zobaczyć w cyklicznych spektaklach „Wróbelka Literackiego”.
— To obecnie nasze największe przedsięwzięcie. Pomysłodawcą „Wróbelka”, który w czerwcu będzie miał swoje 40. przedstawienie – każde inne – jest Marek Borawski. My tam jesteśmy jego dziećmi. Na stałe występują Agnieszka Lewandowska, Marek Pacyński i ja, ale przewinęło się dużo osób i pojawiają się nowe. Pomysł był taki, aby zrobić to na przykładzie krakowskiej Piwnicy pod Baranami – swobodne teksty, bez narzuconych tematów, które nie muszą się ze sobą wiązać, chociaż czasami tak jest. Po prostu to jest luzik. Publiczność na początku nie dopisywała, ale nie zrażaliśmy się tym i teraz mamy wypełnioną prawie całą salę teatralną. Widzowie często sami nam podpowiadają, czego chcieliby posłuchać, np. więcej humoru czy też więcej poezji. My też czasami, może nawet nie specjalnie, robimy taką sinusoidę nastrojów: raz jest poważnie, wręcz smutno i nagle wesoło, potem znowu romantycznie, refleksyjnie, do zastanowienia. Po prostu „Wróbelek” żyje własnym życiem. Oczywiście jest reżyserowany przez Marka Borawskiego, a czasami pod jego nieobecność także przeze mnie i przez Agnieszkę.

— W jakich tekstach czuje się pan najlepiej?
— Najczęściej przygotowuję coś wesołego, kabaretowego, bo w tym najlepiej się czuję. To chyba siedzi we mnie jeszcze z lat licealnych. Korzystam z tekstów Wojciecha Młynarskiego, Macieja Zembatego, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i jeszcze wielu innych – satyra, często zgryźliwa, ale są też teksty poważniejsze. Sporo improwizuję, ale bardzo lubię, jak ludzie reagują śmiechem – wtedy wiem, że to jest dobre, gdy publiczność oddaje mi w pewnym sensie to, co ja jej daję. Jednak czasami potrzebne są teksty romantyczne, aby zastanowić się nad sensem życia czy też nawet nad obecną sytuacją w kraju. Miło wspominam moje wystąpienie na jednej z sesji rady miejskiej. Zrobiłem małe przedstawienie w tzw. punkcie „Głos wolny wolność ubezpieczający”, w którym każdy może coś powiedzieć. Przygotowałem tekst Dymnego z Piwnicy pod Baranami na zasadzie: „Dość już tego politycznego kabaretu”, czym mocno zaskoczyłem radnych. Wyskoczyłem z tekstem prawie jak dawany sekretarz partii Władysław Gomułka, a chodziło mi po prostu o przedłużający się remont Teatru AGT. W tym czasie z konieczności występowaliśmy w bibliotece miejskiej, ale nie można było tam przenieść innych spektakli. Dopiero niedawno wróciliśmy na naszą nową – starą scenę wyremontowanego Teatru AGT. Na pewno do jesieni coś wymyślimy i jesienią zaprezentujemy w Olecku na kolejnych Spotkaniach ze Sztuką „Sztama”.

— Olecko od lat znane jest z działań teatralnych, właśnie m.in. ze Spotkań ze Sztuką „Sztama”, które chyba jednak najlepsze lata mają za sobą.
— „Sztama”, która w tym roku będzie miała już swoją 43. edycję, to olecka legenda, olecka tradycja. To zawsze było wyjątkowe wydarzenie artystyczne, zresztą jest takie do dzisiaj, choć może organizowane już na mniejszą skalę, być może z braku funduszy. Wówczas do Olecka przyjeżdżały czołowe teatry amatorskie i też profesjonalne. Teraz „Sztama” ma już inne klimaty, sporo się zmieniło wokół nas, ale teatr w Olecku ma przyszłość. Są fascynaci, zarówno wśród nas, jak i wśród publiczności. Jest dużo młodych, fajnych ludzi, którzy garną się do teatru. To jest pocieszające, że nie tylko takie stare pryki jak ja czy Marek Borawski grają na scenie. Rośnie młode pokolenie, a my staramy się przekazać im swoje doświadczenie, ale w zamian czerpiemy od nich młodzieńczą energię. Dzięki nim w Olecku teatr znowu będzie miał się lepiej.

— Czym dla pana jest możliwość grania i kontakt z publicznością?
— Może powiem dziwnie, ale leczy wszystkie moje lęki, bo jak człowiek budzi się rano i znowu musi zmierzyć się z życiem, widzi też smutno-biedny świat, to świadomość, że jutro, za tydzień czy za miesiąc wystąpię na scenie, dam ludziom coś miłego i od nich w zamian dostanę to samo, mocno mnie podbudowuje i sprawia, że moje akumulatory są naładowane. Teatr jest po prostu moją pasją czy wręcz psychoterapią – nawet nie wiem, jak to nazwać, ale po każdym spektaklu czuję się spełniony. To dla mnie ważne. Poza tym na co dzień pracuję jako opiekun osób starszych i niepełnosprawnych. To poważne zajęcie, czasami smutne, gdy podopieczni odchodzą i może dlatego teatr mnie leczy, jest odskocznią.

— Oprócz teatru ma pan też drugą pasję, czyli Rummikub, który popularyzuje pan w Olecku.
— Tę grę wprowadziłem do Olecka i spopularyzowałem 10 lat temu. To bardzo ciekawa gra. Początki były skromne, zainteresowanie niewielkie, bo ludzie nie bardzo wiedzieli, o co w niej chodzi, a jest to gra logiczno-taktyczna – może nie szachy, ale trzeba myśleć i kombinować, jak wygrać. Teraz jest dużo chętnych, które spotykają się raz w tygodniu, aby pograć. Nawet dwie osoby wygrały eliminacje do mistrzostw Polski, a w tym roku na razie dwóch graczy jedzie na takie eliminacje. Sam też raz byłem uczestnikiem tych mistrzostw, a raz jako obserwator, gdy grał mój syn.

rozmawiał Zbigniew Malinowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5