Podróżnik z Judzik zwiedza miasto Oaxaca w górach Sierra Madre

2018-07-13 16:20:05(ost. akt: 2018-07-08 16:29:20)

Autor zdjęcia: Archiwum Andrzeja Malinowskiego

Andrzej Malinowski zwiedza swój kolejny - już 111 kraj. W tym roku celem jego dwumiesięcznej wyprawy jest Meksyk. Przesyła nam kolejną korespondencję ze swojej podróży, w której towarzyszy mu Anna Kielar – nauczycielka z Częstochowy.

2.07.2018 r., Mexico City, Oaxaca
O godz. 6.30 byliśmy na nogach. Szybkie pakowanie, śniadanie i przejście do metra. Weszliśmy na stację 8/B Garibaldi i … tłum ludzi, w różnych kierunkach. Metro w stolicy jest bardzo rozbudowane, 11 linii. Trudno jest się w nim połapać. Nie kupowaliśmy biletów, bo mamy jeszcze doładowaną kartę, którą kupiliśmy w automacie na lotnisku i ją wykorzystaliśmy – karta obejmuje wszystkie środki transportu publicznego. Przejazd kosztuje tylko 5 peso (0,94 zł), można jeździć za tę kwotę nawet przez cały dzień, aby tylko nie wyjść przez bramki. Wagony stare, wysłużone. Pojechaliśmy linią B do stacji San Lazaro, gdzie znajduje się dworzec autobusowy TAPO. Byliśmy na nim już po godz. 8 i nie chcieliśmy czekać do godz. 10, więc poszliśmy do kasy firmy ADO z prośbą o zmianę biletu - godziny odjazdu na 9. Pan nie mówił po angielsku, ale zawołał kolegę i się udało. Gdybyśmy kupowali bilety na dworcu zaoszczędzilibyśmy po 100 peso na jednym bilecie. Ale nigdy się nie ma pewności czy byłyby wolne miejsca.

Autobusy z tego dworca do Oaxaca odjeżdżają co godzinę. Przed stanowiskiem nr 63 ustawiła się kolejka i każdy pasażer był kontrolowany tzn. on sam i bagaż (pobieżnie) i dopiero wtedy można było wejść do autobusu. Przejazd 500 km zajął prawie 7 godzin. Fotele w autobusie bardzo wygodne, ale oszałamiający hałas od puszczanych filmów w trakcie jazdy. Droga monotonna.

W tunelu ze stacji metra do dworca TAPO są oddzielne przejścia dla pieszych, jedno jest tylko dla kobiet, żeby mężczyźni ich nie molestowali, nie ocierali się o nie. Sprawdziłem to na własnej skórze, bo pan ochroniarz zawrócił mnie z korytarza dla kobiet, a szedłem razem z Anią i nie byłem świadomy (do tej pory), że coś takiego tutaj funkcjonuje. Co za kraj!

W Oaxaca byliśmy o godz. 16. Przeszliśmy z plecakami półtora kilometra i dotarliśmy do hostelu. I prawie natychmiast zrobiłem kolejną rezerwację od jutra do niedzieli, ale oczywiście w innym hotelu – już nigdy w hostelu!!! Owszem obsługa miła, ale Casa Nina okropna. Kolejna nora. Tylko łóżka ok. Szkoda słów na opisywanie, ale jednak … światło słabe, metalowe drzwi wejściowe i do toalety, w sedesie nie ma wody!

Oaxaca jak na razie zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Zabudowa i przyjaźnie nastawieni mieszkańcy. Jutro zwiedzanie (a jest co zwiedzać!) i oczywiście zmiana hostelu na hotelik Camba. Tylko te … sklepy! Byłem już w dwóch „supermarketach” – bardzo obskurnych, brzydkich, z niewielką ilością towarów.
Oaxaca jest miastem w południowym Meksyku, w górach Sierra Madre Południowa i leży na wysokości 1555 m n.p.m. Miasto liczy 264 tys. mieszkańców. Oaxaca to także nazwa stanu w w rejonie przesmyku Tehuantepec. Graniczy ze stanami: Guerrero, Puebla, Veracruz i Chiapas. Region słabo rozwinięty, dużą część ludności stanowią Indianie: Zapotekowie i Mistekowie.

3.07.2018 r., Oaxaca

Przed południem: Byłem wkurzony.
Wilgoć. W toalecie nie ma wywietrznika. Obłęd. Mamy XXI wiek, a ludzie żyją w takim bałaganie, brudzie i biedzie. Więc jaki cel tego wszystkiego? Śniadanie pobiło rekord absurdu. Kawa jak nie kawa, jeden suchy tost z dżemem, odrobina płatków z mlekiem i sok ananasowy. Może dlatego, że sam hostel jest tani. Żenada. Za sąsiadów mieliśmy parę hipisów.

Po południu:Przeszło mi.
Powoli przekonuję się do Meksyku. Oaxaca to naprawdę ciekawe, piękne i czyste miasto. Ludzie mili, pogodni. W dodatku historyczne centrum zostało w 1987 r. wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. I hotel mi się podoba, naprawdę, w zasadzie to mały hotelik - Camba przy ul. Xicotencatl 504. Za pięć noclegów ze śniadaniem zapłaciliśmy 3500 peso/670 zł. Pokój z dwoma pojedynczymi łóżkami – wygodnymi i szerokimi, TV, toaleta, przyjazna obsługa, zameldowano nas 5 godzin wcześniej.

Stare Miasto to istna perła. Przepiękne budynki kolonialne. Zachowane, chociaż ulegały zniszczeniom przez trzęsienia ziemi. Na szczególną uwagę zasługuje plac Zocalo (dosłownie: miejsce, gdzie rosną tykwy) otoczony arkadami. Jest miejscem, w którym lokalne tradycje łączą się z kolonialną okazałością. W rogu placu stoi katedra z XVIII w. (budowę rozpoczęto w 1553 r.) z barokową fasadą w stylu plateresco (geometryczna ornamentyka). Jednak jedną z najpiękniejszych budowli w stylu meksykańskiego baroku jest kościół Santo Domingo. Grubość murów świątyni dochodzi do 10 m. Wnętrze kościoła bogate. Niektóre elementy zostały zniszczone w czasie rewolucji i wojny o reformę. Dominują rzeźby i dekoracja stiukowa. Natomiast Basilica de Nuestra Senora de la Soledad wybudowana w latach 1682-90 jest jedną z najważniejszych świątyń w Meksyku. W bazylice znajduje się wysadzana szlachetnymi kamieniami rzeźba Matki Boskiej Samotnych, patronki Oaxaki. W 1620 r. znaleziono rzeźbę w tobołku na grzbiecie muła przy drodze do Gwatemali, wtedy pojawiła się Matka Boska. Bazylika została wzniesiona ku jej czci. Matka Boska Samotnych ma szczególną moc uzdrawiania nieuleczalnie chorych i dlatego można tutaj napotkać pielgrzymki lub pacjentów z okolicznych szpitali.
W Meksyku najbardziej charakterystycznym stylem architektury kościelnej jest churrigueryzm. Nazwę tej odmiany baroku utworzono od nazwiska rodziny rzeźbiarzy i architektów Churriguera: Jose Simona i jego synów, z których najwybitniejszym artystą był Jose Benito de Churriguera. Churrigueryzm cechuje nagromadzenie dekoracji architektonicznych, rzeźbiarskich i malarskich, tworząc zawiłe wzory roślinne w postaci splątanych ornamentów umieszczanych na płaszczyznach ścian w połączeniu m.in. z łamanymi gzymsami i spiralnymi kolumnami.

Wszędzie chodzimy pieszo.Obiad zjedliśmy w przydrożnej jadłodajni. Właścicielka była bardzo sympatyczna, ona i jej cała rodzina próbowała z nami rozmawiać po angielsku, a my po hiszpańsku, żeby zamówić jedzenie. Oczywiście udało się. Zjedliśmy kawałek piersi z kurczaka, smażonego ziemniaka, surówkę, bułki, zupę pomidorową z makaronem i fasolą, ryż ze szpinakiem, brzoskwinie w syropie, plus woda w butelce. Za jeden obiad wyszło 70 peso/13 zł. Smaczne było, ale mało.

W końcu! Prawdziwy supermarket, taki jak w Europie! Znajduje się w nowej części miasta, po przeciwnej stronie Starego Miasta, Chedraui przy ul. Heroica Escuela Naval Militar 917, ukryty w drzewach.Zrobiliśmy z Anią oddzielne zakupy, bo ona co innego je i mało. Kupiłem: dżem 12,40 peso/2,40 zł; 2 zupki w plastikowym kubku 14,10 peso/2,70 zł; wodę 2 l za 10 peso/1,90 zł; prawie kg pomidorów 5,60 peso/1,10 zł; 4 banany 7,20 peso/1,40 zł; 1 duży ogórek 3,12 peso/0,60 zł; jogurt naturalny 1 litr 23,80 peso/4,50 zł; ser żółty w plastrach 23 peso/4,40 zł i 6 różnych dużych bułek, w tym 1 chleb 29,20 peso/5,60 zł. Byłem zadowolony z zakupów.

Od godz. 18 padał deszcz, przez kilkanaście minut. W dzień temperatura wynosiła 27°C, ale na tej wysokości nie była aż tak dokuczliwa. Woda pod prysznicem niezbyt gorąca, bo nagrzewa się w baniaku na dachu, ale może być.Po drugiej stronie ulicy bardzo głośna muzyka. W pokoju wszystko słychać, uciążliwe dudnienie, ciekawe, do której godziny? Ludzie są po prostu nieobliczalni, nie zważają na nikogo i na nic. Nienawidzę chamstwa i cwaniactwa.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5