Podróżnik Andrzej Malinowski zwiedza swój 112 kraj [ZDJĘCIA]

2019-01-21 18:50:14(ost. akt: 2019-01-30 01:10:05)

Autor zdjęcia: Andrzej Malinowski

Przed kilkoma dniami podróżnik z Judzik opowiadał w oleckiej Bibliotece Pedagogicznej o swojej wyprawie do Libanu, ZEA i Meksyku, a już dzisiaj przesłał nam relację z wyprawy do Azerbejdżanu. Andrzej Malinowski spędzi w tym kraju ponad tydzień.

19.01.2019 r., Warszawa - Moskwa (Rosja)
Wybór Azerbejdżanu na mój 112 kraj do zwiedzania nie był przypadkowy, bo od dłuższego czasu planowany. Tym razem podróżuję sam, bez Ani Kielar z Częstochowy (mojego stałego współtowarzysza podróży po świecie). Ferie zimowe mamy w różnych terminach, stąd samotna podróż. W dodatku nikogo nie można znaleźć do wspólnego wyjazdu, bo albo ludziom nie pasuje kierunek, albo za zimno, albo za niebezpiecznie. I źle, ponieważ za wszystko muszę płacić podwójnie – noclegi, transport (wynajęcie samochodu) czy nawet kupowanie jedzenia, a tak byłoby po połowie.
Dwa tygodnie przed wyjazdem uzyskałem wizę elektroniczną do Azerbejdżanu, po wypełnieniu wniosku wizowego dostępnego na stronie polskiego MSZ, wysłaniu zeskanowanej pierwszej strony paszportu i opłaceniu kartą 23 USD. Wizę otrzymałem na pocztę mailową po 12 godzinach. I byłem szczęśliwy tylko w połowie, ponieważ w paszporcie mam pieczątkę wjazdu do Armenii, z którą Azerbejdżan ma konflikt. Chodzi o zajęcie przez Armenię Górskiego Karabachu (republiki nieuznawanej przez żadne państwo świata) i innych terenów. Władze Azerbejdżanu traktują pobyt na terytoriach okupowanych bez zezwolenia władz w Baku jako naruszenie prawa. Wiza tzw. Republiki Górskiego Karabachu w paszporcie w praktyce uniemożliwia późniejszy wjazd do Azerbejdżanu. Między tymi państwami zamknięta jest granica, nie ma łączności telefonicznej i żadnej innej komunikacji. Na stronach internetowych większość forumowiczów straszy, że pomimo braku wizy Górskiego Karabachu w paszporcie, a po pobycie w Armenii i tak się nie wjedzie do Azerbejdżanu. Zobaczymy. Najlepiej to słuchać własnego sumienia i mieć intuicję. I jeszcze jeden problem, pierwsza strona w moim paszporcie z danymi osobowymi i zdjęciem za chwilę się oderwie od całości. To właśnie najbardziej mnie niepokoi. Na szczęście mam ze sobą taśmę bezbarwną, ale czy to załatwi sprawę …?! Jednak muszę podjąć ryzyko.
W Warszawie wymieniłem złotówki na manaty (za 1000,07 zł otrzymałem 435 manatów) i na wszelki wypadek kupiłem jeszcze 500 USD. W kantorze przy ul. Świętokrzyskiej jest bardzo dużo walut i dobry kurs. Warto kupować w Polsce inne waluty, bo się nie traci na podwójnym przewalutowaniu.
W Moskwie miałem czterogodzinną przesiadkę. W dużym samolocie tylko jedna czwarta miejsc była zajęta. W moim rzędzie nie miałem żadnych sąsiadów, więc komfort trzygodzinnego lotu idealny. Duży plus dla rosyjskich linii lotniczych Aerofłot za normalne i ciepłe jedzenie na pokładzie, a nie jak w polskich liniach kawa, herbata, woda i batonik.
Przy odprawie paszportowej (tranzyt) serce mi drżało w obawie o tę kartkę w paszporcie. Pani była miła, nic nie powiedziała i nawet się uśmiechnęła – znów kolejny plus dla Rosji. Lubię rosyjskie lotniska, Rosję i Rosjan. I wcale nie jest to jakaś kokieteria, popisywanie się czy coś w tym stylu. W tym kraju spotkało mnie wiele dobrego.

20.01.2019 r., Baku, Azerbejdżan
Godzina 4.50 rano. Ląduję na lotnisku Heydar Aliyev, 20 km od Baku. Kolejny raz drży mi serce, łomocze, prawie się nie wyrwie z piersi … podchodzę do okienka – kontroli paszportowej. Teraz to będzie Meksyk! … Nic błędnego. Sympatyczna pani obejrzała moją wizę (wydrukowaną na oddzielnej kartce), rzuciła okiem na inne wizy i pieczątki w paszporcie, na armeńską też. Poprosiła tylko, żebym się cofnął o dwa kroki, bo chce mi zrobić zdjęcie – rutynowa czynność wykonywana w stosunku do cudzoziemców. I po wszystkim. Żadnych pytań! Tym razem duży plus dla Azerbejdżanu, który stał przede mną otworem. Było za wcześnie, żeby udać się do hotelu, więc posiedziałem w hali przylotów do godz. 8. Lotnisko jest wyjątkowe, po prostu piękne. Na parterze jest hala przylotów i jednocześnie check-in na wszystkie kierunki – bardzo ciekawe i wygodne rozwiązanie, zwłaszcza że bagaż można nadać w każdej chwili.
Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że do centrum pojadę autobusem, a stamtąd pieszo prawie 2 km do hotelu. Po wyjściu z lotniska (jest tylko jedno) – terminal 1, po lewej i prawej stronie tuż przy drzwiach znajdują się automaty biletowe tzn. karty na przejazdy, bo biletów papierowych nie ma. Kupiłem jedną kartę (BakiKart) tylko na jeden przejazd i oniemiałem z zachwytu i zdziwienia – cena tylko 1,50 manata (3,33 zł), a za przejazd taksówką trzeba byłoby zapłacić 30 dolarów! Autobus (biało-niebieski z rysunkiem samolotu) odjeżdża dosłownie spod samych drzwi wejściowych do lotniska, tuż za drogą. Plecak oddałem do bagażnika i razem z kilkoma innymi osobami pojechałem do centrum. Przejazd zajął 20 minut. Autobus zatrzymywał się na trzech przystankach, ale nikt nie wysiadał i nie wsiadał. O pełnych godzinach autobus wyjeżdża spod dworca, a o „połówkowych” sprzed lotniska. Wysiadłem w punkcie końcowym – przy dworcu kolejowym. Bardzo szybko znalazłem ulicę 28 Maja, która przechodzi w Hazi Aslanow, przy której był mój fatalny hotel. Jezu, wręcz kosmiczny! Best Center Hotel ma cztery gwiazdki, ale chyba trzy z nich przykleili właściciele, ot tak sobie. Nora, ale z nowymi meblami i czystymi ścianami. Na zewnątrz temperatura prawie 15 stopni, bo tu tak jest (wiosennie), a w pokoju chyba 10. W prowizorycznej recepcji młody pan rozmawiający po azersku i trochę po angielsku zakomunikował, że muszę zapłacić gotówką, bo kartą nie. Szok! Kolejna niezgodność z tym, co było na booking.com. Na szczęście miałem dolary, więc dogadałem się z nim, że jutro wymienię i mu zapłacę. Zgodził się bez najmniejszych oporów. Mogłem zapłacić te 388 manatów, kupionych w Polsce, ale wolałem jednak wymienić dolary.
W pokoju można oślepnąć (słabe oświetlenie) i zamarznąć, a w łazience umrzeć! No w najlepszym razie się przeziębić. Ściany delikatne, słychać sąsiadów. Korytarzyk wąski. Zimna woda, ale po mojej interwencji stała się ciepła. Do pokoju zostałem wpuszczony przed godz. 10, chociaż doba hotelowa zaczyna się o 14. Pan poszedł mi na rękę, ale w zamian poprosił mnie o dobrą opinie na bookingu. Nie miałem wyjścia. Oczywiście opinia będzie bardzo dobra, ale zakłamana, a ja dotrzymuję słowa. W taki sposób rodzą się właśnie kłamstwa. Ten hotel to w zasadzie rodzinny pensjonat.
Po zostawieniu bagaży w lodowatym pokoju, chociaż grzeje w nim kaloryfer udałem się do miasta. Wcześniej zapytałem panią sprzątającą, remontującą pokoje (bo jeszcze tutaj takie są) i chyba właścicielką w jednej osobie, w którym kierunku mam iść, żeby trafić do Morza Kaspijskiego. Pani chwyciła się za głowę i stanowczo stwierdziła – a po co tam iść, tam nic nie ma, to latem trzeba iść … A przecież to mój główny cel przyjazdu. Oczywiście o tym pani nie wiedziała, ale jej wytłumaczyłem. I znowu kiwała głową.
Baku. Piękne i czyste miasto. Bardzo czyste. Przypomina mi Dubaj i Liban. Wyniosłość architektury, eleganckie podziemne przejścia (chyba marmur na ścianach i podłodze), mnóstwo terenów zielonych i przepiękna nadmorska tzn. nadjeziorna promenada. Cudowna, fantastyczna. A dzisiejsze słońce dodawało jeszcze większego uroku temu wszystkiemu. A ludzie jacy otwarci, pogodni, serdeczni … Język rosyjski przeplata się z azerskim, chociaż w Azerbejdżanie prawie 1,3% ludności stanowią Rosjanie.
Baku jest stolicą i największym miastem kraju (2 mln mieszkańców). Jest też najstarszym i największym portem na Morzu Kaspijskim. Miasto położone jest na Półwyspie Apszerońskim, na wysokości 28 m poniżej poziomu morza, będąc tym samym najniżej położoną stolicą świata i największym miastem położonym poniżej poziomu morza.
Pierwszy raz w życiu zobaczyłem Morze Kaspijskie. Ale zapachu morza nie poczułem, chociaż jest w nim słona woda i wiatr nadmorski. Morze Kaspijskie jest bezodpływowym słonym jeziorem reliktowym i największym jeziorem świata (około 370 tys. km2). Jego maksymalna głębokość wynosi 1025 m.Z każdego miejsca w Baku widoczny jest jego symbol, czyli trzy Ogniste Wieże. Budowa tych pięknych wieżowców trwała od 2008 do 2011 r. Nie są równe, ich wysokość wynosi, 190, 160 i 140 m. Baku w swej historii wytworzyło kult ognia, który zainspirował kształt budynków. Wieżowce są symbolem połączonej przeszłości i przyszłości Azerbejdżanu. Kształt nawiązuje do uwielbienia ognia, reprezentuje też siłę i wieczność. Nie można oderwać od nich oczu.
Wspiąłem się na wzgórze, żeby zobaczyć je z bliska, ale policja nie pozwoliła, bo akurat kończyła się uroczystość związana z dzisiejszym świętem i obecnością w nim prezydenta kraju (Hejdar Alijew) – Dzień Męczenników – Dzień Żałoby Narodowej (20 stycznia) ku czci poległych podczas tzw. Czarnego Stycznia w 1990 r. kiedy radzieckie siły specjalne przeprowadziły niespodziewany atak na miasto oraz ku czci ofiar walk w wojnie o Górski Karabach (1988-1994). Jutro tam pójdę. Na cześć dzisiejszego święta równo o godz. 12 ze statków przy brzegu morza rozległ się dźwięk syren. Flagi państwowe powiewające w różnych częściach miasta udekorowane były kirem. Wiele osób też je nosiło, a część z nich przykryła się nimi. Dzisiaj widziałem relację z tego święta i miejsca w telewizji. Sklepy spożywcze były zamknięte (duże przemysłowe otwarte). Jako że jestem zapobiegliwy przywiozłem z Polski trochę jedzenia i nie było problemu. Czas względem Polski to 3 godziny do przodu. Gniazdka elektryczne takie jak polskie.
cdn.
Andrzej Malinowski



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5