Nauczyciel z Judzik podróżuje po Rwandzie

2019-08-01 11:29:05(ost. akt: 2019-08-01 11:38:22)

Autor zdjęcia: Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski, nauczyciel z Judzik kontynuuje swoją podróż po Rwandzie. To już 113 kraj, który zwiedza. Przesyła nam kolejną relację z wyprawy do tego państwa w środkowowschodniej Afryce. Cz. 15

17.07.2019 r., Kibeho
Noc zimna. Spałem pod dwoma kocami. Pani z kuchni powiedziała na śniadaniu tylko jedno słowo: „dzień dobry” po angielsku. Przy obiedzie znowu się nie odezwała. Posiłki jadamy w refektarzu (jadalnia – w budynkach klasztornych i seminariach) razem z księżmi i wolontariuszkami.
Kibeho jest stolicą dystryktu Nyaruguru w Prowincji Południowej i traktowane jest jako niewielkie miasto. Dla mnie to mała wieś. W latach 90. XX w. w Kibeho znajdował się największy w Rwandzie obóz dla uchodźców wewnętrznych. Utworzono go w 1994 r. po zakończeniu bratobójczych walk pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi. 22 maja 1995 r. doszło tu do kolejnej masakry ludności cywilnej, w wyniku której śmierć poniosło około 4 tys. osób.
Byliśmy za sanktuarium, tam znajduje się kościół parafialny, bardzo skromny, trochę zaniedbany.

Przy kościele Miejsce Pamięci o Ludobójstwie. Ks. Zdzisław zadzwonił do pana, który się nim opiekuje i poprosił, żeby nam je otworzył i pokazał. I pokazał … zmumifikowane zwłoki zamordowanych, czaszki (niektóre z włosami), kości zamordowanych Tutsi. Widok przerażający! Okropny! Pan prosił, żeby nie fotografować. Tej prośby nie musiał nam powtarzać. Uszanowaliśmy ją. To zbiorowa mogiła, grobowiec, ciała leżą na białych półkach, w takich pozycjach, jakich je znaleziono. Widoczna jest na nich męczarnia, zastygłe i nieme krzyki dzieci, kobiet i mężczyzn, widać ścięgna, rozłupane czaszki. Zwłoki mają kolor biało-szary, ponieważ są zakonserwowane wapnem. Mumifikacja następowała na skutek ciepła, powstającego podczas rozkładu ciał. Przy grobowcu znajdują się trzy duże prostokątne groby pokryte białymi płytkami terakotowymi oraz tablice z nazwiskami ofiar (niektórymi). Spoczywa tu 28 937 Tutsi. To miejsce pamięci powstało w 13 kwietnia 1998 r. dzięki współpracy Kościoła katolickiego, lokalnych władz i tych, którzy przeżyli masakrę.

Ludobójstwo w Kibeho rozpoczęło się kilka dni po zabójstwie prezydenta Habyarimany, które miało miejsce 6 kwietnia 1994 r. 11 kwietnia Damien Biniga, prefekt Munini, wygłosił przemówienie na targu w Gisizi, wyjaśniając, że Tutsi, którzy przenieśli się do parafii Kibeho muszą zostać zabici. Tysiące Tutsi przybyło do Kibeho z Mata, Rwamiko, Runyinya, Gorwe, Gisororo i Matyazo, gdzie zabójstwa już się rozpoczęły i schroniło się w kościele. Wielu zostało rannych, ale udało im się uciec. Tutsi wierzyli, że kościół w Kibeho będzie miejscem bezpiecznym. Centralizacja Tutsi w jednym miejscu była idealna dla osób planujących masakrę i została wzmocniona przez żandarmów, którzy zachęcali innych Tutsi w regionie do pójścia do kościoła w celu ochrony. 9 kwietnia Biniga wydał rozkaz milicji Interahamwe, by nie atakowały Tutsi, którzy już byli w Kibeho, ponieważ czekał, aż będzie ich jak najwięcej w jednym miejscu. Do 11 kwietnia około 30 000 Tutsi przybyło do parafii Kibeho. Tego dnia Biniga przybył do kościoła i poprosił ojca Ngogę o przybycie na spotkanie w prefekturze Munini. Ojciec Ngoga odmówił, a później odmówił prośbie uchodźców o udział w spotkaniu. Gdy tylko Biniga opuścił kościół, milicja zaatakowała Tutsi maczetami. Byli oni jednak w stanie odeprzeć ten atak ze względu na swą liczebność i użycie łatwo dostępnych kamieni. 12 kwietnia Biniga tym razem z żandarmami ponownie udał się do kościoła w towarzystwie członków władz lokalnych. Powiedział uchodźcom, że są wśród nich inyenzi - karaluchy i że muszą sami ich zidentyfikować lub zginą razem z nimi. Żandarmi uzbrojeni byli w granaty i otoczyli Tutsi, aby nikt nie mógł uciec. Ojciec Ngoga powiedział uchodźcom, aby się bronili, ci ponownie użyli kamieni i fragmentów płytek, ale zginęło sześć osób. 13 kwietnia milicja rozpoczęła dwa ataki. Po pierwszym zabito 200 osób, po drugim około 2000. Uchodźcy stawali się coraz słabsi, nie mieli jedzenia i wody. Główne ataki rozpoczęły się 14 kwietnia wczesnym rankiem i trwały przez cały dzień – strzelanie do Tutsi, granaty rzucane w tłum, zabijanie maczetami i kijami. Pod koniec dnia ojciec Ngoga zebrał ocalałych i kazał im opuścić parafię Kibeho i spróbować dotrzeć do Butare lub Burundi. Takich osób było tylko 43. Powiedział im, że lepiej byłoby umrzeć uciekając niż czekać, aż zostanie się zabitym. Kilku udało się uciec do Burundi. Następnego ranka, 15 kwietnia odbył się ostateczny atak prowadzony przez Binigę i wspierany przez żandarmów i milicję. Tutsi, którzy nie uciekli, zamknęli się w kościele, blokując drzwi krzesłami. Kiedy atakujący nie mogli rozbić drzwi, podpalili kościół, najpierw wrzucając do niego granaty (widziałem to miejsce w ścianie kościoła, pomalowane jest niebieską farbą), później weszli do środka, zabijając Tutsi maczetami. Ojciec Ngoga został później zabity w Butare.
Dzisiaj odbudowany kościół parafialny jest jednocześnie miejscem kultu i pomnikiem ludobójstwa.

W Kibeho zamordowano, a w zasadzie zaszlachtowano jedną z trzech uczennic, którym objawiła się Maryja – Marię Klarę Mukangango. Innej kobiecie o imieniu Vestine zerwano trzymiesięczną córeczkę z pleców i podrzucono ją w powietrze, wysoko ponad samochodem i pozwolono spaść po drugiej jego stronie. Dziewczynka zmarła. Mąż Vestine nie zginął od razu, został dobity przez dwóch mężczyzn, jego sąsiadów, a kolejny sąsiad pociął ciało na kawałki mówiąc, że robi to dla pewności, że ten Tutsi już nigdy nie wróci do żywych.

12 stycznia 1994 r. Maryja powiedziała do Nathalie: Igihugu cyanyu kigiye kugwa mu ijoro ry’icuraburindi (Kraj twój wejdzie niebawem w mroczną noc). Niecałe trzy miesiące później zaczęło się ludobójstwo. Nathalie Mukamazimpaka jest jedną z trzech widzących. Mieszka przy sanktuarium, obok internatu, gdzie jako 18-latka doświadczyła objawień. Zaczęły się one 12 stycznia 1982 r. W dawnej sypialni dziewcząt jest dziś kaplica. Byłem w niej wczoraj i dzisiaj. Nathalie spędza w kaplicy nieraz całe noce na modlitwie. Mało sypia. Cierpi na suchość oczu. W dzień wykonuje jakieś prace przy sanktuarium. Maryja powiedziała do niej, że ma do odwołania pozostać w Kibeho, aby modlić się za grzeszników i dusze czyścowe. Dzisiaj widzieliśmy Nathalie w sanktuarium jak odmawiała różaniec.

Chcąc upamiętnić Maryję z Kibeho, biskup Augustin Misago we wrześniu 2001 r. zorganizował konkurs na wykonanie przedstawiającej Ją figurki na podstawie wskazówek udzielonych przez widzące. Niestety nie potrafiono sporządzić wzorca, który okazałby się zadowalający, dlatego przeprowadzono konkurs ponownie, w październiku 2002 r. Uczestniczący w nim artyści konsultowali się wtedy z Nathalie Mukamazimpaka, jedyną widzącą mieszkającą na miejscu, podczas gdy ks. Leszek Czeluśniak, marianin, czuwał nad ich współpracą.  W 2003 r. w biskupstwie Gikongoro wybrano najbardziej „autentyczną” figurkę Maryi z Kibeho. W konkursie zwyciężyli artyści z Ruhengeri: Jean Pierre Siboman i Faustin Kayitana, którzy udoskonalili figurkę, wzbogacając ją zwłaszcza o poprawną symbolikę kwiatów. Ostatecznie Faustin Kaytiana wykonał nową glinianą figurkę, wzorując się na dwóch poprzednich, lecz i ona nie odzwierciedlała wiernie Maryi objawiającej się w Kibeho. Profesor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych Marek Kowalski wyrzeźbił natomiast analogiczną figurkę ze specjalnego, kolorowego drewna. Przewieziono ją następnie do Rwandy, gdzie poświęcono ją i intronizowano w sanktuarium w Kibeho.  

Część dnia spędziliśmy na przyglądaniu się pracującym na terenie misji (bardzo duży obszar) i miejscowej ludności uprawiającej ziemię. Widzieliśmy dużo roślin uprawnych, w tym taro i bataty.
Taro jest byliną o wysokości do 1,5 m, z mocno skrócona łodygą, zgrubiała w części podziemnej, tworząc dużą podziemną bulwę. Liście szerokostrzałkowate, wcięte u nasady. Bulwa może ważyć 6 kg. Dużo uprawia się batatów, znanych pod nazwą słodkich ziemniaków. Jego bulwa może osiągać wagę do 3 kg. Ma ogonkowe liście, sercowostrzałkowate.

Dostęp do internetu był od godz. 14. Ksiądz chyba nie zapłacił rachunku i dzwonił do jakiejś firmy w tej sprawie. Kilkakrotnie prosiliśmy księdza, żeby to w końcu załatwił. Super rozmawia się ze Słowaczkami. Świetne wolontariuszki, pracują w szkole.
W pokoju jest tak zimno, że trzeba mieć na nogach skarpety.
cdn.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5