Zakłady "Prawda" w Olecku pracują w normalnym trybie

2020-08-28 09:00:00(ost. akt: 2020-08-28 09:40:58)

Autor zdjęcia: Zbigniew Malinowski

ZPU „Prawda” Olecko zatrudnia około 1250 pracowników i jest jednym z największym dostawców mebli z drewna twardego, głównie dla IKEA. Pandemia spowodowała poważne perturbacje w działalności firmy. Rozmawiamy o tym z jej właścicielem Romanem Prawdą.
— Jak pandemia Covid-19 wpłynęła na funkcjonowanie spółki?
— Wybuch pandemii Covid-19 był dla nas rzeczywiście dużym zaskoczeniem i przyczyną poważnych problemów. Nikt nie był w stanie przewidzieć jak się może sytuacja rozwinąć w związku z tąpnięciem gospodarki, nie tylko polskiej, bo przecież eksportujemy na cały świat. Na przełomie marca i kwietnia praktycznie urwały się nam zamówienia z IKEA. Nie mieliśmy tych zamówień, a magazyn był już pełny. Nie mieliśmy gdzie składać naszych wyrobów. W związku z tym od 1 kwietnia do 4 maja całkowicie przerwaliśmy pracę. W maju i czerwcu pracowaliśmy w skróconym czasie pracy, tylko cztery dni w tygodniu. Ponieśliśmy bardzo dużą stratę i gdyby taka sytuacja trwała dłużej, to byłoby źle. Na szczęście IKEA jakoś szybko odbudowała swoją pozycję i od lipca pracujemy już w normalnym trybie, czyli na trzy zmiany przez pięć dni podstawowych, a w sobotę pracuje część pracowników z wyznaczonych działów. Myślę, że odrobimy to, co straciliśmy. Najbardziej się boimy ewentualnego powrotu pandemii z jeszcze większą siłą, gdyby tak się stało, wówczas mogłoby być naprawdę bardzo źle.

— Czy ZPU „Prawda” skorzystały z tzw. tarczy antykryzysowej i jak Pan ocenia takie wsparcie ze strony rządu?
— Bez tarczy też pewnie byśmy sobie poradzili, ale byłoby to trudniejsze. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby sobie radzić, ale ta pomoc była dla nas istotna w tym momencie. Skorzystaliśmy z pomocy postojowej, ale zarobki pracowników musiały być czasowo zmniejszone od 20- 50 procent w zależności od wykonywanej pracy i zajmowanego stanowiska. Można wyrazić to w taki sposób, że względnie najmniejszy uszczerbek ponieśli najmniej zarabiający. Teraz nie wiem czy będziemy jeszcze korzystać z pomocy państwa. Myślę, że sobie poradzimy, ale nie wykluczamy, że z niej skorzystamy, jeśli będzie taka możliwość. Czy pomoc mogła być większa – nie wiem. Po fakcie zawsze można powiedzieć, że można było inaczej coś zrobić, ale nie naszą rolą jest oceniać. Skorzystaliśmy z tej pomocy i to nam pomogło. Dlatego nie mogę krytykować czegoś, co w naszym przypadku było pozytywne, ale na pewno można powiedzieć, że te przepisy mogły być prostsze, bo są niezmiernie skomplikowane.

— Jak pracownicy zareagowali na czasowe obniżenie wynagrodzeń?
— Kwiecień pokazał, że sytuacja była bardzo niebezpieczna. W mojej ocenie około 90 procent załogi to rozumiało, ale około 10 procent nie chciało przyjąć do wiadomości, że moment był trudny. Pewnie by to do nich dotarło, gdyby nie daj Boże stało się coś jeszcze gorszego. Z drugiej strony spotykałem się też z reakcjami bardzo pozytywnymi. Pracownicy deklarowali, że gdyby było trzeba, to są gotowi na większe poświęcenie. Jeśli zaś chodzi o pracowników zagranicznych, których zatrudniamy około 12 procent, głównie Ukraińców, Filipińczyków, Białorusinów, Rosjan i Gruzinów, to oni nie pracowali przez pełne dwa miesiące. Po prostu nie korzystaliśmy z usług agencji, które zapewniają nam obcokrajowców. To było dla nas akurat korzystne, bo przecież od kwietnia staliśmy z produkcją.

— Czy perturbacje spowodowane pandemią uważa Pan za najtrudniejsze w historii zakładu?
— Powiedziałbym, że mieliśmy trudniejsze sytuacje, nawet dużo bardziej, niż teraz. Czasami po miesiącu się nie spało, bo wydawało się, że to już koniec. Mieliśmy taką sytuację w 1997 czy 1998 roku, gdy przegraliśmy z Chińczykami podejście do dużej produkcji. Chodziło o poduszki, które wtedy produkowaliśmy. Na początku nie mieliśmy żadnej propozycji alternatywnej. Po miesiącu ją dostaliśmy, też z IKEA, na produkcję wyrobów ze sklejki - galanterii, którą do dziś produkujemy w Ełku. Poza tym wtedy nawet kredytów nie można było dostać. Chodziłem po bankach, ale mnie z nich gonili i nareszcie Bank Spółdzielczy w Olecku pomógł i do dzisiaj z nim współpracujemy. W ciągu trzech miesięcy musieliśmy się całkowicie przeprofilować zakład z tkanin na drewno. Ludzie czasami nie wychodzili z zakładu, bo malowaliśmy ściany, remontowaliśmy. Trochę przy pomocy IKEA zdobyliśmy maszyny i podjęliśmy produkcję. Teraz nawet trudno to sobie wyobrazić. To mogło się tylko stać dzięki przeogromnemu zaangażowaniu i poświęceniu pracowników. Dziś ci ludzie w zdecydowanej większości już nie pracują, ale jeszcze bym znalazł kilka osób, które wtedy pracowały.

— Proszę powiedzieć, co głównie produkują Pana zakłady?
— W 60 procentach produkujemy meble z brzozy, czyli z tzw. drewna twardego. Jesteśmy dostawcą priorytetowym dla IKEA. Pozostałe 40 proc. to meble z sosny. Łącznie produkujemy 145 grup wyrobów, m.in.: stoły, komody, łóżka, szafy, przeróżne półki i stołki. Naszym nowym źródłem zbytu bezpośrednio do Stanów Zjednoczonych są też kuchnie. Wartość naszej produkcji to około 300 mln zł za ostatni rok. Zawsze dążyłem do tego, aby z naszego zakładu wyjeżdżały gotowe wyroby i w związku z tym staraliśmy się zagospodarować odpady. Nasze zrębki kupuje kotłownia w Piszu, a także z Grajewa, ale wkrótce postaramy się je w całości zagospodarować u siebie.

— Jakie najbliższe plany ma firma, oprócz odrobienia strat spowodowanych przez pandemię?
— Jesteśmy po poważnej inwestycji. Powstała nowa hala produkcyjna z nowymi maszynami i w związku z tym mamy do spłacenia duży kredyt. Z powodu pandemii bank nam odroczył jego spłatę, ale zaczniemy go spłacać pod koniec roku. Dlatego w najbliższym czasie nie przewidujemy jakiejś większej inwestycji. Owszem, mamy taką w planie, ale teraz za wcześnie o tym mówić. Aktualnie realizujemy inwestycję polegająca na budowie elektrociepłowni, która będzie produkowała nie tylko ciepło, ale jednocześnie 2 MW energii elektrycznej. Przy pomocy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska jest już na ukończeniu. Będzie bardzo nowoczesna, jedna z kilku tego typu w Polsce, całkowicie ekologiczna na biomasę, która jest produktem ubocznym naszej produkcji. Będziemy mogli ją bardzo ekologicznie i wydajnie zagospodarować produkując ciepło i energię odnawianą, co pozwoli nam praktycznie w 50 procentach być samowystarczalnym, jeżeli chodzi o prąd.

— Na czym ma polegać planowana współpraca z Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej w Olecku?
— PEC chciałby kupować od nas energię cieplną. Jesteśmy już w zasadzie w końcowej fazie negocjacji szczegółów kontraktu. Główny mechanizm cenowy został już stworzony i od przyszłego roku będziemy mogli dostarczać ciepło ekologiczne, jeżeli oczywiście wszystko sfinalizujemy. Zaproponowaliśmy cenę niższą od średniej ceny, którą co roku określa Urząd Regulacji Energetyki dla całej Polski za 1 MJ. Tak więc PEC będzie kupować od nas o 10 procent tańszą, czystą, zieloną energię. Mieszkańcy nie powinni więc się obawiać, bo mechanizm naszej współpracy jest bardzo czytelny i gwarantujemy utrzymanie tego mechanizmu. Bardzo nam zależy, aby cały ten proces był dla mieszkańców przejrzysty, transparentny i zrozumiały, aby nie było żadnych niedomówień i wątpliwości. W najbliższych dniach wspólnie z miastem ruszamy z kampanią edukacyjno-informacyjną.

— Pojawiają się jednak opinie, że w ten sposób miasto uzależni się od dostaw ciepła od ZPU „Prawda”?
— Chciałbym w sposób szczególny podkreślić, że my nie musimy tego ciepła sprzedawać, a możemy, bo też mieszkamy tutaj, żyjemy, tu są nasze rodziny i zależy nam na tym, żeby nasze miasto było czyste, co się przełoży na zdrowie mieszkańców. Myślę, że to jest sprawa klarowna, a nie jakiś partykularyzm. Z punktu widzenia gospodarczego, twierdzenie, że niby miasto się od nas uzależnia, jest nietrafione. My naprawdę tego nie musimy robić, bo możemy biomasę sprzedać w brykiecie, którego produkujemy tysiące ton, czy w pelecie. Żyjemy wiele lat w Olecku, mieszkamy tu, co roku płacimy ponad 7 mln zł podatku dla miasta z tytułu działalności zakładu, ale nie w tym rzecz. Zależy nam, aby Olecko było czyste i tu nawet nie chodzi o jakiś szczególny zarobek, bo miasto skorzysta na tym, gdy kupi tanio ekologiczną energię. Przychód, jeżeli dojdzie do sfinalizowania umowy, jest dla nas przychodem neutralnym, w ogóle niemającym wpływu na stan finansów firmy, na tym nie zarobimy, ale też trudno abyśmy dokładali, stanowić to będzie poniżej 1% naszych przychodów. Po prostu chcemy coś w takiej formie wnieść w nasze środowisko. Żyję na tym świecie już sporo i patrzę jak inne kotłownie miejskie działają w Polsce, jak kupują biomasę. Dwa lata temu, po powstaniu dużych zakładów w Suwałkach i Biskupcu, był olbrzymi problem ze zdobyciem zrębka i miasta przepłacały. Teraz jest ona niższa, ale tu olecki PEC ma zapewnienie, że cena będzie zawsze niższa, niż ta ustalana przez URE. Nie chciałbym być źle zrozumiany, bo ktoś może powiedzieć, że mam w tym interes, ale ta inwestycja jest naprawdę bardzo ciekawa, a zielona energia jest potrzebna. Nie można wykluczyć, że w przyszłości inni będą również chcieli się podłączyć do sieci, a skorzysta na tym najbardziej środowisko naturalne.

— Dziękuję za rozmowę
ZM


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5