Podróżnik z Judzik spaceruje uliczkami kolorowego Trinidadu

2021-01-12 09:03:10(ost. akt: 2021-01-12 09:13:29)

Autor zdjęcia: Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski ferie zimowe 2021 spędza na Kubie. To już 116 państwo, które zwiedza. Przesyła nam kolejną relację z wyprawy. Tym razem zwiedza miasto Trinidad.

11.01.2021 r., Trinidad
Od dzisiaj Hawana zamknięta jest dla turystów. Dobrze, że nam się udało ją zobaczyć.

Dzień upalny, ale piękny, zwłaszcza że pośród tylu barw i kolorów, które oferuje Trinidad – prawdziwa perła na mapie Kuby, człowiek odczuwa nieskrywaną radość. Budynki poniszczone, ale jest bardzo czysto. Jeżeli ktoś znajdzie reklamówkę to ją umyje i wykorzysta powtórnie, tak samo jest i z butelkami plastikowymi. Zabudowa miasta zwarta i zwiedza się je na piechotę. Trinidad ma swój koloryt i swoje coś, co czyni to miasto naprawdę wyjątkowym. Przyjemnie spaceruje się brukowanymi uliczkami i zagląda do … mieszkań. Tak, to prawda, bo okna są otwarte, zdecydowana większość jest bez szyb, firanek i zasłon. W środku skromnie, nawet bardzo skromnie, biednie. Bardzo dużo okien i drzwi jest okratowanych. Ma to swoje wytłumaczenie w tym, że kiedyś zabezpieczano tak domy przed piratami. Zresztą po upływie kilkunastu lat od założenia miasta w 1514 r. osadę przeniesiono 14 km w głąb lądu, bo ataki piratów stały się wręcz regularne. Do 1550 r. większość Indian wyginęła z powodu chorób przywleczonych przez Europejczyków oraz wyczerpującej pracy na polach trzciny cukrowej.

Trinidad leży w środkowej Kubie w prowincji Sancti Spiritus, w pobliżu Morza Karaibskiego i liczy 73 tysiące mieszkańców. W XVIII w. był wiodącym ośrodkiem handlu cukrem w Nowym Świecie. Od 1988 r. jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Byłem w Muzeum Miejskim, założonym w starej rezydencji barona cukrowego Cantero. Muzeum ciekawe, przestronne z ekspozycjami związanymi z wyposażeniem wnętrz typowym dla hiszpańskiej architektury kolonialnej. W mieście jest też Muzeum Walki z Bandytami. Ładnie prezentuje się barokowa katedra oraz były klasztor świętego Franciszka.

Przez lata kubańska władza z Fidelem Castro na czele robiła wszystko, żeby zniwelować wpływ Kościoła, a wierzenia i rytuały puścić w niepamięć. I tak było przez długie lata. Od 1992 r. Kuba przestała być państwem ateistycznym. Dzisiaj najwięcej jest katolików, jednak sporo z nich jednocześnie praktykuje Santerię – religię przywiezioną na Kubę przez niewolników z Afryki. Miałem szczęście, bo udało mi się zobaczyć świątynię Yemalla, gdzie odprawia się obrządek Regla del Ocha. Santeria przywędrowała z niewolnikami z dzisiejszej Nigerii, z plemienia Yoruba i wymieszała się z chrześcijaństwem. Dzisiaj Kubańczycy utożsamiają bogów z Orishas z katolickimi świętymi. Santeria to religia, która nie ma kościołów i zakonów, ale ma za to szamanów, zwanych santeros lub babalavos. Wyznawcy noszą kolorowe koraliki na szyi i nadgarstkach, a ich kolory są przypisane do konkretnych opiekunów danego wyznawcy. Obydwie religie łączy kult Najświętszej Panienki Miłosierdzia z El Cobre, którą uznaje się za patronkę wyspy. Santeria nie jest jedyną „szamańską” religią. Część Kubańczyków wyznaje Palo Monte, które przybyło na Kubę z Kongo. Palo jest bardziej animistyczne.

Kuba nawiązała stosunki dyplomatyczne z Watykanem w 1935 r., ale kiedy władzę na Kubie przejął Fidel Castro nastąpił odwrót od kościoła katolickiego (Castro ukończył szkołę jezuicką). Kościołowi odbierano majątki, budynki, uniwersytety i szkoły. Po 1992 r. zezwolono na obchodzenie świąt i procesji, a 25 grudnia ustanowiono dniem wolnym od pracy. W 2015 r. papież Franciszek odwiedził Kubę. Castro podarował mu wtedy książkę „Fidel Castro i religia”. Przed Bożym Narodzeniem nie ma na Kubie szału zakupów, choinek czy prezentów. Jest za to prosiak z rożna i piwo.

Przeraża mnie kubańska reglamentacja żywności. Jeżeli widzi się przed sobą skupisko ludzi, to na 100 procent oznacza, że jest to kolejka do sklepu, w którym coś jest, „coś rzucili”. Klienci wpuszczani są do środka po 3-4 osoby. Po kilku godzinach znowu w sklepie pozostają puste półki. Widziałem sklep mięsny bez mięsa. Wiele osób podchodziło do mnie i pytało o mydło, szampon, długopis, cukierki. Jeden pan chciał nawet buty. W Trinidadzie brakuje bieżącej wody, dostarcza się ją mieszkańcom w beczkowozach.

Ciekawym lokalnym obyczajem jest zawieszanie klatek z ptakami przy wejściach do domów. Ma to zapewnić ich właścicielom szczęście i dostatek. Popularne jest też wyprowadzanie na spacer ptaków w klatce. Trinidad słynie również z koronkarstwa i oczywiście z chanchanchary (spróbowałem) – napoju z miodu, rumu i soku cytrynowego. Na rogach ulic stoją metalowe słupki, które kiedyś chroniły chodniki i budynki przed pojazdami konnymi.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5