Katarzyna Skiba tworzy z pasją każdego dnia

2023-03-31 19:00:00(ost. akt: 2023-03-31 10:40:53)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Tworzę z pasją każdego dnia. To może brzmi jak frazes, ale tak rzeczywiście jest — zapewnia Katarzyna Skiba z Olecka, która w swojej pracowni „pędzlem młotkiem kwiatkiem” tworzy niemalże baśniowe prace.
— Skąd pomysł na zajęcie się drewnem i tworzenie z niego rozmaitych dekoracji, również użytkowych?
— Talent plastyczny przejawiał się u mnie od dziecka. Zawsze dużo rysowałam i malowałam. Mogę powiedzieć, że jestem też mocno „obciążona” genetycznie, bo pięknie malowała moja babcia. Natomiast jeden dziadek całe życie pracował w lesie, a drugi był wspaniałym cieślą i te zdolności przejął po nim mój ojciec. Często pomagałam tacie w stolarni i to on zaszczepił we mnie miłość do drewna i nauczył jego obróbki. Natomiast już w dorosłym życiu zajęłam się drewnem trochę przypadkiem. Od kilku lat prowadzę butik, ale po wybuchu pandemii handel praktycznie stanął i zastanawiałam się czym się ratować, aby nie musieć zamykać sklepu. Przed Bożym Narodzeniem udekorowałam witrynę sklepową własnoręcznie wykonanymi, drewnianymi elementami i pochwaliłam się tym na jakiejś grupie rękodzielniczej. Nie sądziłam, że ludziom tak to się spodoba, zaczęli dopytywać, czy mogą zamówić podobne dekoracje. Byłam równie zaskoczona i szczęśliwa, więc zaczęłam je tworzyć na zamówienie. Robiłam też własnoręcznie plecione i dekorowane wianki, na które z czasem pojawiło się najwięcej chętnych. By móc pokazywać swoje prace potencjalnym klientom stworzyłam fanpage „pędzlem młotkiem kwiatkiem”, gdzie prezentuję moje projekty.

Obrazek w tresci

— Pani wianki, ale też i dekoracje są bardzo oryginalne, niepowtarzalne. Co panią inspiruje?
— Przeważnie idę na żywioł i często bywa, że jadąc do pracy jeszcze nie wiem co będę tego dnia robić. Bywa, że pomysł przychodzi nagle. Wtedy wszystko inne rzucam w kąt i realizuję to, co aktualnie mam w głowie. Dużo inspiracji czerpię z bajek, książek, nawet tych mojego młodszego syna. Mam też ogromny sentyment do morza, co widać w moich pracach. Przy dekoracjach morskich można dosłownie odpłynąć i wprowadzić niezwykły klimat, a przede wszystkim różnorodność kolorów. Pojawiają się u mnie także wioski mazurskie i podlaskie, a w nich stare chałupy, a nawet buda Reksia i „wygódka”. Ale tak naprawdę stworzyłam dekoracje inspirowane już chyba każdym zakątkiem na ziemi. Moje prace często są porównywane do fragmentów wyjętych z bajek Andersena albo np. z gry komputerowej Samorost, która jest bardzo baśniowa, leśna, bo taki też jest styl moich dekoracji - czasem jest trochę ciemniej, czasem jaśniej, ale zawsze jest w nich nutka baśniowa.

— Tworzy pani w drewnie, wyłącznie w bardzo starym, rozbiórkowym, ale też wykorzystuje elementy metalowe.
— W moich projektach nie ma ani jednego kawałka nowego drewna. Pracuję wyłącznie na materiale rozbiórkowym. Często w weekend jeżdżę po okolicznych wioskach i wypatruję m.in. rozwalających się stodół. Ich właściciele robią wielkie oczy, gdy pytam czy mogę od nich odkupić belki lub krokwie, które zapewne spaliliby w piecu. Natomiast takich sytuacji jest coraz mniej, bo cała moja rodzina, znajomi, a także obserwatorzy mojego fanpage’a wiedzą na jakim drewnie pracuję i z sympatii często mi je przesyłają. Najlepszym dostawcą jest mój teść, który bardzo mi kibicuje w tym co robię. Podrzuca mi także dużo złomu, bo w swoich pracach wykorzystuję również zardzewiałe śruby, gwoździe, blachę i druty. Nowe elementy zupełnie się nie nadają, bo nie są nadgryzione zębem czasu i nie mają tego specyficznego uroku. Lubię też pracować na starych felgach rowerowych, najlepiej oczywiście zardzewiałych. Tworzę także bardzo dużo ozdobnych wianków. By pozyskać materiał do ich wykonania jeżdżę do lasu mojego taty swoim „potężnym golfikiem” , gdzie tnę gałęzie i wypełniam nimi cały bagażnik. Potem zaplatam wianki. Szczególnie w okresie świąt dekoruję je sztucznymi kwiatami, ale są też takie bardziej rustykalne z faszyną, siankiem, szyszkami, ręcznie wykonanymi drewnianymi elementami.

Obrazek w tresci

— Pani prace cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Jak znajdują nabywców?
— Początkowo przyjmowałam zamówienia i z każdym dniem było ich coraz więcej. Doszło do tego, że mój kalendarz był zapełniony na trzy miesiące do przodu. To było bardzo obciążające. Dlatego zdecydowałam, że będę tworzyć wyłącznie z tzw. wolnej ręki. Miałam tylko problem z wyceną dekoracji dlatego wpadłam na pomysł wprowadzenia licytacji, co okazało się bardzo dobrym rozwiązaniem. Wykorzystuję facebook i tam prezentuję projekty. Zamieszczam posty sprzedażowe, ale piszę też coś o sobie, o swoim życiu, dużo jest sarkazmu, nabijam się często z samej siebie. Ludzie chyba odbierają pozytywnie te teksty... Nigdy nawet nie marzyłam, że stronę będzie obserwować tak wiele osób. Od początku prowadzę swój fanpage na zupełnym spontanie, nie czytałam nigdy żadnych poradników jak to robić.

— Na swoim fanpage’u podkreśla pani, że pani projekty są m.in. wypadkową pani myśli, nastrojów, doświadczeń i w każdej z dekoracji zostawia pani cząstkę siebie. Chyba ma pani ogromną satysfakcję ze swojej pracy?
— Moje rękodzieło, czy też cała działalność artystyczna są tym, co najgłębiej mi w duszy gra i temu oddaję całe serce. Kocham to i czerpię ogromną frajdę z mojego zajęcia. Gdybym się do tego zmuszała, gdyby mnie to zaczęło nudzić, prędzej czy później widać by było, że w moich pracach nie ma tego serducha i jest jakiś fałsz. Tworzę z pasją każdego dnia. To może frazes, ale tak rzeczywiście jest. Nie brakuje mi przy tym samodyscypliny, bo jestem wymagająca i surowa wobec siebie. Moja rodzina śmieje się ze mnie mówiąc, że gorszego szefa nie mogłabym już mieć nad sobą. Narzucam sobie pewien reżim pracy, pracuję szybko, ale z drugiej strony nie zmuszam siebie do czegokolwiek, wszystko robię wręcz z dziecięcą radością. Jestem też okrutną pedantką. Jeśli cokolwiek mi nie pasuje w mojej pracy, najmniejszy detal, to nie ma przymknięcia oka, poprawiam, aż jestem w pełni zadowolona. To wszystko wymaga ogromnej cierpliwości, a ja z natury jestem choleryczką i osobą wybitnie niecierpliwą. Jednak działalność artystyczna, to wszystko co robię, jest dla mnie niemalże jakąś terapią. To jest jedno jedyne miejsce, moment w życiu, w którym jestem tak skupiona i wyciszona. Uzewnętrznia się wtedy moja druga natura.

Obrazek w tresci

— Wydaje się więc, że ma pani najlepszy czas w swoim artystycznym życiu?
— Myślę, że tak faktycznie jest. Nie tylko dlatego, że moja twórczość się przyjęła, że moje prace mają nabywców. Mam 35 lat i od ponad dwóch lat czuję, że moje 5 minut trwa, bo wcześniej bywało różnie. Mimo, iż z wykształcenia jestem pedagogiem, pracowałam w wielu branżach – dekorowałam wesela, sprzedawałam zabawki, szlifowałam jachty, pakowałam meble. Nigdy nie czułam, że to jest to, że jestem w tym miejscu, w którym powinnam być. Teraz jest inaczej, czuję się spełniona. Mam też świadomość, że sama na to zapracowałam przy ogromnym wsparciu partnera, rodziny i bliskich.
Zbigniew Malinowski

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5