Pocisk rozerwał serce i płuca na strzępy

2009-01-29 00:00:00

Romuald Snarski z Guz w gminie Kowale Oleckie twierdzi, że myśliwy zastrzelił jego psa, mimo że zwierzę było w kagańcu i w pobliżu zabudowań. Łowczy kół myśliwskich „Dzik” i Sarna” nie wierzą w wersję rolnika. Sprawę wyjaśnia policja.

Do zdarzenia doszło w niedzielę, 18 stycznia około godz. 16, gdy Waldemar Snarski wyszedł z domu, aby obejrzeć bele słomy leżące w pobliżu jego gospodarstwa. Towarzyszył mu 4,5 letni pies Roki (mieszaniec podobny do owczarka niemieckiego). Zwierzę było w kagańcu.
— Chciałem, aby Roki przy okazji pobiegał sobie po polu — mówi Romuald Snarski. — Byłem od niego jakieś 40 metrów, gdy przy drodze obok znaku z nazwą wsi zatrzymał się samochód. Wysiadł pasażer i nim się zorientowałem padł strzał, który zabił mojego psa. Sprawca szybko wsiadł do samochodu, który natychmiast odjechał drogą w kierunku Kowali Oleckich. Trochę spanikowałem, bo to już mój trzeci pies zastrzelony przez myśliwych. Zapadał zmrok i nie dostrzegłem numerów rejestracyjnych ani nie rozpoznałem marki samochodu. Chyba była to japońska terenówka, ale nie jestem pewien.
Strzał był bardzo celny. Według oświadczenia lekarza weterynarii, który wykonał badanie sekcyjne pies miał ranę postrzałową w lewej i prawej okolicy klatki piersiowej. Pocisk roztrzaskał żebra oraz rozerwał płuca i serce psa. Romuald Snarski zapewnia, że strzał padł z zaledwie około stu metrów od zabudowań.
— To wszystko z zemsty — twierdzi rolnik. — Mam z myśliwymi ciągle jakieś komplikacje, bo przeganiam ich z moich stawów, przy których polują na kaczki. Mówią, że to ich teren łowiecki i mają prawo strzelać. Dzieją się tu dantejskie sceny, bo widziałem, jak strzelają nawet przez okno samochodu. Nocami jeżdżą ze szperaczem i świecą światłem, wypatrując zwierzyny, a to jest zabronione.

Łowczy nie wierzą
w wersję mężczyzny
Ustawa o ochronie zwierząt dopuszcza uśmiercanie zdziczałych psów i kotów przebywających bez dozoru i opieki człowieka na terenie obwodów łowieckich w odległości większej niż 200 metrów od zabudowań mieszkalnych. Muszą one jednak stanowić zagrożenie dla ludzi oraz dla zwierząt gospodarskich lub dziko żyjących. Z kolei prawo łowieckie zabrania strzelania do zwierzyny w odległości mniejszej niż 500 m od miejsca, w którym odbywa się zebranie publiczne lub w odległości mniejszej niż 100 m od zabudowań mieszkalnych. Gospodarstwo Romualda Snarskiego leży na styku obwodów łowieckich dwóch Kół Myśliwskich „Dzik” i Sarna”. Łowczy obu kół nie wierzą, ze zajście przebiegało według relacji właściciela psa.
— Żaden myśliwy nie odważyłby się strzelić do psa, który jest w pobliżu właściciela — mówi łowczy Koła Myśliwskiego „Dzik” Artur Warsewicz. — To raczej nierealne i dlatego nie bardzo wierzę w wersję wydarzeń przedstawianą przez tego mężczyznę. Prawnie myśliwy ma obowiązek strzelać do włóczących się szkodników, którymi są też psy i koty, ale przepisy zabraniają jakiegokolwiek strzelania w obecności osób postronnych, gdzie mogłoby być jakieś zagrożenie.
Podobne zdanie ma łowczy Koła „Sarna” Jerzy Machnacz.
— Daję sobie rękę obciąć, że sytuacja opisana przez rolnika nie mogła mieć miejsca — twierdzi łowczy. — Może kaganiec założono psu po śmierci, na potrzeby fotografii. Jeśli właściciel psa twierdzi, że zastrzelono mu już trzeciego psa, to można podejrzewać, że po prostu ich nie wiąże. Znam dużo historii, w których pies jest kością niezgody pomiędzy myśliwym a właścicielem, ale nikt nie strzela blisko zabudowań.
Obaj łowczy dodają, że w ich kołach żaden myśliwy nie był nigdy posądzony o zastrzelenie psa niezgodnie z przepisami ani o używanie sztucznego światła podczas polowań. Jednocześnie dodają, że wielu rolników nie dba o swoje czworonogi, które bardzo często biegają z dala od gospodarstw w poszukiwaniu jedzenia. Najczęściej atakują sarny, ale także zwierzęta domowe, w tym nawet krowy. Ich zdaniem do lasów trafiają również psy wywożone przez mieszkańców miast.

Policja ma mało
danych o zdarzeniu
Natomiast Romuald Snarski nie daje za wygraną i zgłosił sprawę na policję, która prowadzi postępowanie sprawdzające.
— Mężczyzna uważa, że psa mogli zabić myśliwi złośliwie — informuje Tomasz Jegliński z oleckiej policji. — Podał nawet nazwiska trzech osób, które o to podejrzewa. Sprawa jest trudna, bo mamy bardzo mało danych.
W ubiegłym roku w powiecie oleckim policja prowadziła sześć podobnych postępowań. Jednak dotyczyły one użycia broni pneumatycznej lub wiatrówki. W dwóch przypadkach postępowanie zakończyło się aktem oskarżenia wobec dwóch mieszkańców Rogojn i Drozdówka, którzy postrzelili psy, należące do innych osób.
Zbigniew Malinowski

Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
Tagi: pies
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5